niedziela, 1 września 2013

Chapter 1

Harry's POV

-Justin idziesz?! -krzyknąłem do chłopaka który właśnie flirtował z jakąś pacjentką.
-Wiesz że to nie jest zgodne z prawem szpitala, co? -znacząco się na niego popatrzyłem
Tylko coś burknął i poszliśmy do głównego gabinetu z wezwaniami.

Katherine Smith
16 lat
Chicago 
STWIERDZONO SCHIZOFREMIĘ. 

-Mamy po nią pojechać -zapytał Jus
-Tak, macie adres, moje auto i jedźcie, do jutra wieczora.
Nienawidzę naszego szefa, stary piernik, myśli tylko aby było jak najwięcej pacjentów w jak najkrótszym czasie. Dobra opinia jest najważniejsza!
-Tak panie Mad.

-On musi być taki?
-Przynajmniej dał nam swoją brykę. -zaznaczyłem wsiadając do swojego auta.
Justin zawsze jeździł ze mną, bo mieszkał ze mną. Podjechaliśmy pod klatkę, wrzuciłem szybko dwie zupki chińskie do dwóch miseczek, zalałem wodą i wstawiłem do mikrofalówki na wyznaczony czas. Po usłyszeniu sygnału rzuciłem krótkie gotowe i przyszedł Jus.
Jedząc dużo rozmawialiśmy, ale dużo o naszej nowej pacjentce.
-Schizofremia, huh. Pewnie będzie nasza. -stwierdził Justin
-Chciałbym z tobą, na przykład nie z Jones... -mruknąłem. Po chwili obydwaj wybuchnęliśmy śmiechem.
Jones to straszny fajtłapa lekko mówiąc.
O 22 byliśmy w łóżkach. Pobudka o 6 i wycieczka do Chicago.

Po pięciu godzinach byliśmy na miejscu, znalazłem wybrane drzwi i zapukałem.
Nikt nie otwierał, po pewnym czasie Jus się wkurzył i otworzył drzwi.
Już od wejścia uderzył w nas niesamowity smród.
-Nie patrzcie się tak na mnie. Wiem że nie macie oczu, ale wiem że się na mnie patrzycie. -mamrotała nasza przyszła pacjentka bujając się w przód i tył na łóżku.
-Katherine? -spytałem głośno. Nic nie zrobiła.
-Katherine? -powtórzyłem głośniej. Spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. Były jasne, gdy tak na mnie szybko spojrzała, to było przerażające.
Szybko wstała.
 -Och przepraszam za bałagan. -powiedziała delikatnym, wesołym głosem. 
Przez chwilę krzątała się po pokoju, gdy niespodziewanie odskoczyła.
-ODEJDŹ, NIE TERAZ, MAM GOŚCI. -krzyczała.
Justin powoli zaczął się zbliżać.
-NIE WIDZISZ ŻE CHCĘ POSPRZĄTAĆ!?
Justin był coraz bliżej.
-ODEJDŹ.
Justin wstrzyknął jej środek nasenny.

Prolog.

Oni są wszędzie.
Otaczają mnie i patrzą się z dziwnym uśmieszkiem.
Ale mam jedno pytanie...
Czemu oni nie mają oczu?